Obudziły
mnie wpadające przez okno promienie słońca i świergot ptaków na zewnątrz.
Zapowiadał się ciepły, wiosenny dzień. Jednak czułem, że gdy tylko spróbuję
otworzyć powieki, moja głowa eksploduje. Czułem suchość w jamie ustnej po wczorajszym
wieczorze. Mój mózg dowoływał się tylko jednego. Wody…
W momencie
kiedy próbowałem otworzyć oczy moja mama weszła do pokoju, okrutnie zdzierając
ze mnie kołdrę.
- Wstawaj
Severyn! Jest już po dwunastej do cholery jasnej! Ile można spać?!
- Mmh… – mruknąłem niewyraźnie, przewracając się na
brzuch.
-
Pobalowało się wczoraj, co? – mama trzymając kołdrę w ręku potupała nogą o
podłogę.
- Mamuuuś…
Nie tak głośnoo… – wymamrotałem stłumionym głosem, przyciskając poduszkę do
głowy, aby tylko nie słyszeć tego jazgotu.
- Co się
dziecko stało z twoimi okularami?! - pisnęła spoglądając na komodę obok mojego
łóżka, na której leżał poturbowany przedmiot.
- Nie
ważne – mruknąłem niezadowolony. – Jutro pójdę do salonu optycznego i kupię
nowe.
- No
dobrze, ale wstawaj już! Zaraz zrobię coś do jedzenia – rzuciła we mnie kołdrą
i udała się do wyjścia. – I odśwież się trochę. Widzę cię za pięć minut na
dole. Chciałabym ci o czymś powiedzieć.
Podniosłem się, by na nią spojrzeć, ale właśnie zniknęła za
drzwiami. To musiało być coś poważniejszego skoro mówiła takim tonem...
Moja mama
była naprawdę spoko babką i nie zamieniłbym się z nikim na żadną inną. Między
innymi dlatego, że dawała mi dużo swobody. Szanowała moje decyzje, mówiąc, że
to przecież moje życie i ona za mnie niego nie przeżyje. Odpowiadało mi to.
Szanowałem ją i starałem się nie sprawiać jej problemów, chociaż od czasu do
czasu zdarzało mi się z nią posprzeczać o jakieś błahostki.
Zwlokłem
się z łóżka całkowicie bez życia, po czym skierowałem moją osobę do łazienki.
Szybki, orzeźwiający prysznic powinien postawić mnie na nogi. Wszedłem do
kabiny pod ciepłą wodę, stopniowo zmieniając ją na coraz zimniejszą. Pod
wpływem lodowatej wody wszystko co się działo wczoraj, wróciło z prędkością
światła. Stałem bez ruchu, a w mojej głowie pojawiały się kolejne sceny.
Zacząłem się trząść, co zmusiło mnie abym wrócił do rzeczywistości. Natychmiast
zakręciłem zimną wodę, odkręcając ciepłą.
Myśl.
Tylko co mam o tym wszystkim myśleć? Teraz na trzeźwo wszystko stało się
zupełnie inne, niewyraźne i niepewne. Może coś źle odebrałem? Może wymyśliłem
sobie ten wyraz twarzy Gabriela? Czy on wie, że jestem gejem? I jeśli tak, to
skąd? I czy on też nim jest? A jeśli nawet, to co? Co z tym zrobisz Sev?
Westchnąłem i oparłem się o chłodne kafelki, by ból głowy
trochę zmalał. Niestety nic to nie dało, a pytania zostały w głowie,
powtarzając się raz za razem.
~
Chwilę
później stałem już w pełni ogarnięty w kuchni, a do moich nozdrzy doleciał
zapach jajecznicy. Wciągnąłem powietrze nosem i poczułem jak mój brzuch domaga
się jedzenia. Usiadłem na krześle i natychmiast nalałem sobie wody, która stała
na stole, a obok niej szklanka.
- Dzięki –
powiedziałem do mamy, gdy wlałem całą zawartość do gardła. Jak zawsze rano po
jakiejś imprezie, czekała na mnie butelka z wodą, za co byłem jej niezmiernie
wdzięczny. Sama kiedyś była młoda i zdarzało jej się imprezować, więc nie
robiła mi jakichś kilkugodzinnych kazań na temat tego jak się powinienem
zachowywać. Dawała mi wolną rękę i wiedziała, że byłem odpowiedzialny. – To o
czym chciałaś porozmawiać? – zapytałem, a przede mną pojawił się talerz pysznie
wyglądającej jajecznicy. Od razu zabrałem się do jedzenia, uprzednio smarując
chleb masłem.
- Może od
razu przejdę do sedna – usiadła na przeciwko mnie, wyciągając ręce na stole. –
Wiesz, że mamy teraz nieciekawą sytuację finansową. Dlatego zdecydowałam się na
pewien projekt... Który wymaga przenosin.
- Szo? –
zapytałem z pełną buzią. – Jakich przenosin?
-
Wyjeżdżam na pół roku. Tak, dobrze słyszysz. Z racji tego, że jest środek
semestru ty zostajesz, pod warunkiem jeśli nie będziesz tu urządzał żadnych
imprez i nie zdemolujesz domu. I żadnych chłopaków – zastrzegła.
- Mamo.
- Żartuje
– uśmiechnęła się. – Ufam ci i wiem ile dla ciebie znaczy zespół i przyjaciele,
dlatego nie chce, abyś czuł się zmuszony do podjęcia takiej decyzji.
Siedziałem
przez chwilę w całkowitej ciszy, a mama czekała na moją reakcje. Wiedziałem, że
ostatnio jest krucho z pieniędzmi, ale nie myślałem, że aż tak...
Gdy miałem
zaledwie dwa lata, tata nas opuścił. Był policjantem. Do tej pory się
zastanawiam, jak świat może być taki okrutny, żeby uśmiercić dobrego,
niewinnego człowieka. Ojciec był najwspanialszą osobą jaką znałem. A
przynajmniej wnioskowałem to z opowieści mamy. Był wzorem dla innych, miał dom,
rodzinę, a tak okrutnie odszedł z tego świata... Można śmiało powiedzieć, że
był bohaterem. Z biegiem czasu nie rozmawialiśmy już o tym, aby nie roztrząsać
ran. Mama nigdy się z tym faktem nie pogodziła, dlatego od czasu jego śmierci z
nikim się nie umawiała. Zawsze gdy próbowałem o nim wspomnieć, ucinała temat.
Wiedziałem o nim tylko tyle, że był policjantem, który zginął przez postrzał,
kiedy ratował niewinną kobietę z rąk jakiegoś psychopaty.
Więc
żyliśmy bardzo oszczędnie, ale zawsze udawało nam się jakoś wiązać koniec z
końcem. Przynajmniej do tej pory.
- No chyba,
że chcesz jechać ze mną... – powiedziała mama, wyrywając mnie z ponurych myśli.
- Mamo...
Nie obraź się, ale wolałbym zostać tutaj. Nie widzi mi się zmiana szkoły i
poznawanie nowych ludzi – odsunąłem talerz, bo zwyczajnie straciłem ochotę na
jedzenie. – Czyli to znaczy, że będę mieszkał sam?
- Tak. Co
tydzień będę ci przelewała pieniądze na konto, o to się nie martw.
- Więc
kiedy wyjeżdżasz?
- W poniedziałek.
- Ten
poniedziałek?! Czemu nie powiedziałaś mi o czymś takim wcześniej?!
- Nie
byłam zdecydowana, ale w końcu musiałam podjąć decyzję. I w związku z tym, jest
jeszcze jedna sprawa. Nasi sąsiedzi - Państwo Grey wyprowadzają się do domu
starców i sprzedają dom. Moja koleżanka ze szkolnych lat właśnie szukała
jakiegoś niewielkiego domku w spokojnej dzielnicy, więc dałam jej znać i ma się
wprowadzić we wtorek. Z tego co wiem mieszkała kiedyś w jakimś dużym mieście i
ma teraz jakieś problemy rodzinne... Zaprosiłam ich w poniedziałek na obiad.
- Ich? – moja
brew poszybowała w górę.
- Margaret
ma córkę rok starszą od ciebie. Mam nadzieje, że pokażesz jej miasto.
- Czemu
nie – odpowiedziałem obojętnym tonem. – A gdzie ty właściwie wyjeżdżasz?
- Do Francji.
Myślałem,
że się przesłyszałem. Oparłem łokcie na stole, przeczesując włosy.
Więc
zostanę tu sam? Ha?
- Chyba
nie masz nic przeciwko, aby Margaret wpadała tu od czasu do czasu, by zobaczyć
co u ciebie?
- Nie, nie
mam. Tylko... Chyba jeszcze to wszystko do mnie nie dociera.
~
Punktualnie
o osiemnastej usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem na dół, jeszcze przystając
na chwilę przed lustrem, by przyjrzeć się sobie. Czarne spodnie, biała
podkoszulka i czarna skórzana kurtka. Zaczesana grzywka na bok, aby odsłoniła
oczy. Mam tylko nadzieję, że nikt ze szkoły mnie nie skojarzy.
- Mamo,
wychodzę!
- Tylko nie
wróć zbyt późno, dobrze? – usłyszałem jej głos, dobiegający z kuchni.
Uśmiechnąłem
się. Ta sama śpiewka każdego razu, kiedy wychodzę. Właśnie zdałem sobie sprawę,
że już niedługo tego nie usłyszę, a mój dobry humor, trochę przygasł. Udałem
się szybko do kuchni i pocałowałem ją w policzek.
- Dobrze –
zauważyłem jeszcze jej zdziwiony wyraz twarzy i tyle mnie widziała. Usłyszałem
tylko za sobą:
- Baw się
dobrze!
Otworzyłem
drzwi i zastałem za nimi zniecierpliwioną Lexi.
- No w
końcu! Gdybyś nie wyglądał teraz tak, jak wyglądasz, to bym cię opierdzieliła
za to, że każesz mi tyle na siebie czekać – wzięła mnie pod rękę i ruszyliśmy
chodnikiem. – Przystojniacha z ciebie.
- Uważaj,
bo się zarumienię. Ty też nieźle wyglądasz.
- Ja ci
mówię, że jesteś przystojny, a w zamian dostaję "nieźle wyglądasz"? –
walnęła mnie w żebro.
- Pięknie
wyglądasz, moja droga Aleksandro – powiedziałem to poważnie, ale moje oczy
zdradzały rozbawienie.
- Przestań
– znów walnęła mnie w bok. – Wiesz, że nie lubię jak się tak do mnie mówi.
- To ty
przestań. Jak tak dalej pójdzie, to nim dotrę do domu Jenny zostanę zadźgany na
śmierć przez łokieć mojej jedynej przyjaciółki.
- Buahahah
– wybuchła udawanym, złowrogim śmiechem. – Powinieneś się mnie bać! Mnie i
mojego łokcia! – zrobiła minę seryjnego mordercy, a ja wybuchłem śmiechem.
- Nie
powinnaś tak robić. Wyglądasz wtedy jak jakaś nienormalna.
- No co
ty... – skrzywiła się, a ja ponownie wybuchłem śmiechem. Jak zwykle, nigdy się
z nią nie nudziłem i miałem zagwarantowany kabaret w pierwszym rzędzie! Przy
niej na chwilę mogłem zapomnieć o otaczających mnie problemach.
~
Po drodze
spotkaliśmy Bastiana, Jackoba i Ashtona. To chyba pierwszy raz, kiedy cieszyłem
się z tego, że Gabriela tu nie ma. Ale miał być na imprezie. Niezręczna
sytuacjo, witaj! Weszliśmy właśnie do domu, a Jenna od razu przybiegła by
powitać nowo przybyłych.
- Witam
gości honorowych! Jak zawsze - modnie spóźnieni – uśmiechnęła się ciepło.
- Cześć
Jenn! – Lexi dała jej całusa w policzek na powitanie. Musiała się nieco
schylić, bo Jenna była strasznie niską i drobną osóbką. Jej długie brązowe
włosy były związane w koński ogon, który podskakiwał we wszystkie strony.
-
Ludziska! Mamy trochę prowiantu! – krzyknął Bastek pokazując pełne reklamówki
piwa, na co znaczna część osób od razu się ożywiła, zabierając od niego
zawartość. – Jak jakieś bydło. Ale nie martwcie się, mam dla nas coś lepszego –
uśmiechnął się i wyjął spod kurtki butelkę whisky.
- Trzeba było
im nic nie mówić o piwie – powiedział Jackob. – Wejdźmy w końcu do środka i nie
stójmy tu jak słupy. Jenn, łap – rzucił jej jakieś pudełeczko.
- Wow!
Dzięki Jack! Cieszę się, że pamiętałeś! – wyszczerzyła się od ucha do ucha i
potruchtała na górę.
- Co to
była za płyta? – spytał zaciekawiony Bastian. – I od kiedy wy macie takie dobre
kontakty, hmm?
- Zgrałem
jej pewien horror, bo nie mogła go znaleźć na...
Tylko tyle
usłyszałem z tej rozmowy, bo właśnie mój wzrok przykuła pewna osoba o intensywnie
orzechowych włosach. Stał pod ścianą i gadał z jakąś dziewczyną śmiejąc się w
najlepsze, a ta ewidentnie z nim flirtowała. Coś mnie w środku zakuło. Byłem
zazdrosny? O zwykłą rozmowę? Jakby wyczuwając, że ktoś go obserwuje rozejrzał
się po pomieszczeniu, od razu krzyżując swoje spojrzenie z moim. I co teraz?
Uśmiecha się... Uśmiecha się?! Co teraz?! Mam tam do niego iść? I co wtedy
powiem? "Hej Gabriel, nie wiem czy wiesz, ale jestem gejem, a do tego
zakochanym gejem. I to w nikim innym tylko w tobie. I chciałem wiedzieć, czy ty
chciałeś mnie wczoraj pocałować? A, i jeszcze jedno. Podnieciłem się bo
obmacywał mnie jakiś koleś, a ja myślałem, że to ty." No proszę was, nie
ma mowy! Odwróciłem wzrok, próbując się wydostać z tego pomieszczenia. Postanowiłem
pozwiedzać trochę dom. A raczej willę, bo do zwykłego domu to się nie
zaliczało. Wszędzie panował przepych i bogactwo, jak na bogatą dzielnicę
przystało.
Po
przejściu paru korytarzy i pomieszczeń, trafiłem do kuchni. Była tu spora
gromadka ludzi, która piła piwo, drinki, wódkę i... Wino? No tak, jak u
bogatych to na bogato. Wziąłem kubeczek i wlałem do niego pierwszy lepszy
trunek. Tfu... Czy ja właśnie wypiłem pół kubka wódki? Wziąłem piwo i szybko
nim popiłem. No nie ma co Sev, niezła kombinacja.
Zauważyłem,
że w moim kierunku zmierzały dwie blondynki typu plastik, więc czym prędzej
chciałem się stąd ulotnić.
- Heej,
przystojniaku! Nie uciekaj! – krzyknęła jedna. Ja jednak zamierzałem udawać, że
tego nie słyszałem. Na nic się to zdało, bo zaraz zostałem zatrzymany przez nie
całkiem trzeźwe dziewczyny.
- Pomóc
wam w czymś dziewczyny? – uśmiechnąłem się.
- Ej Lola,
czekaj ja go skądś kojarzę!
Wstrzymałem
oddech, a moje serce nieznacznie przyspieszyło. Czyżby mnie...
- Ty
jesteś z tego zespołu, mam rację? Tak! Na pewno! Takiego ciasteczka bym nie
zapomniała – podeszła do mnie i narysowała kółeczko na mojej klatce piersiowej,
uwodzicielsko się uśmiechając. – Jak masz na imię? – zatrzepotała zalotnie
rzęsami.
- Eee… – wydukałem,
kompletnie zbity z tropu.
- „E”?
Miło mi cię poznać, E – zachichotała.
- Ethan –
powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy. Lepiej zakoduje sobie to w
głowie na wszelki wypadek. Bo niby co miałem jej powiedzieć?
Zaczynały mnie już drażnić tym przymilaniem, więc poczyniłem
pierwsze kroki w stronę wyjścia z kuchni.
- Sorry
dziewczynki, natura wzywa – wysłałem im uśmiech zwiastujący, że jeszcze tu
wrócę. Ta, jasne.
Wróciłem
do salonu dołączając do chłopaków, którzy rozsiedli się na kanapie. Lepiej żeby
nikt mnie z Lexi nie widział zbyt często zważając na to, że trzymamy się razem
w szkole. Z resztą ona wirowała gdzieś ze Scottem tańcząc tak, jak połowa osób,
która dała się porwać w ten wir szaleństwa. Grała tu głośna muzyka i chyba
szczęście mi sprzyjało, bo Gabriela nigdzie nie widziałem.
- O Sev!
Gdzieś ty się zgubił? – usłyszałem Ashtona, próbującego się przebić przez ten
hałas. – A z resztą! Trzymaj i odłóż to świństwo – zabrał mi piwo, a podał
butelkę bursztynowej whisky.
- No to
wasze zdrowie!
Po kilku
godzinach, każdy kto znalazł się na tej imprezie był już nieźle wstawiony.
Nawet widziałem parę osób, którzy z prędkością rakiety udawali się do toalety.
Nagle ktoś ryknął, przebijając się przez gwar ludzi i odgłosy muzyki.
- Wszyscy
na podłogę! Gramy w butelkę!!!