piątek, 26 grudnia 2014

Happy New Year



Wiem, że praktycznie już po świętach, ale mimo wszystko życzę
 wam Spóźnionych Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku! :)





PS. Tak jak obiecałam w tym tygodniu, w końcu wstawiłam zdjęcia postaci, a poniżej link do niego.
:)

środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 7






- No dobra, wszyscy niech usiądą w kółku, a ja zawołam resztę ludzi! – Jenna wybiegła z salonu, a ktoś odrobinę ściszył muzykę.
Po pięciu minutach zebrała się niezła liczba osób, która chciała uczestniczyć w tej zabawie. Oczywiście nie miałem wyboru, za namową paru dziewczyn, zostałem wręcz zaciągnięty na podłogę siłą. I to przez dziewczyny, które nigdy by na mnie nie spojrzały, gdybym był po prostu sobą. Widać nieźle się spisałem i nikt nie doszukuje się jakichkolwiek podobieństw.
W jednej chwili straciłem jakiekolwiek chęci do dalszego imprezowania. Do pokoju wszedł Gabriel z tą samą dziewczyną, z którą widziałem go na początku. Zauważyłem, że oboje byli w wyśmienitych nastrojach, a zwłaszcza, jak jej tam... Agnes? Oczywiście jej ręka obejmowała go w pasie, no bo jakżeby inaczej. Prychnąłem pod nosem, a dziewczyny siedzące po moich dwóch stronach to spostrzegły, spoglądając na siebie jednoznacznie.
- Ethan, podoba ci się Agnes? – zapytała jedna, uśmiechając się szeroko.
- Bo wiesz, ona jest chyba zainteresowana Gabrielem, ale ja to co innego – druga przysunęła się jeszcze bliżej mnie.
Napiłem się piwa, ignorując je. Jak się zaraz ode mnie nie odkleją to im...
- No dobra, to zaczynamy! – Jenna, która trzymała pustą butelkę od piwa wychyliła się w stronę środka kółka i zakręciła nią. – Jackob! – wykrzyknęła radośnie. – Losuj!
- Że co? – chłopak spojrzał na koszyk, który wypełniony był małymi karteczkami.
- Są tu różne wyzwania, losuj wyzwanie! – uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
- No dobra, dobra – zamknął oczy i wylosował jedną z karteczek – "Zjedz ciastko z osobą, która cię wylosowała. Nie używajcie do tego rąk."
Po salonie rozeszły się pomruki zadowolenia i chichotu.
- Lecę po ciacho! – Jenna wystrzeliła jak z procy ze swojego miejsca udając się do stolika, gdzie były różne słodkości. – Mam! – podeszła do Jackoba i chwyciła podłużne, czekoladowe ciastko czerwonymi ustami. Usiadła przed nim, a on pochylił się do niej chwytając swoją część zębami. Odgryzł kawałek, na co ta zrobiła to samo. Po pokoju rozniosły się głośne: "Gorzko! Gorzko! Gorzko!" Z każdym kęsem odległość ich ust zmniejszała się, aż w końcu musnęli się ustami, tym samym kończąc wyzwanie.
- Słodko – dziewczyna uśmiechnęła się i wróciła na swoje miejsce, nie zauważając ukrywającej się niechęci, która skrywała się za uśmiechem chłopaka.
- Słodkooo – Bastian szepnął Jackobowi na ucho, naśladując i przedrzeźniając dziewczynę.
- Spadaj – walnął go lekko w ramię.
- Kręć Jackob! – ktoś krzyknął, domagając się wznowienia gry.
Chłopak pochylił się do przodu i zakręcił butelką, która wskazała Lexi.
- Twoja kolej Lex – Jenna podsunęła jej koszyczek z karteczkami.
- Zobaczmy... "Osoba, którą wylosujesz będzie miała przyjemność gościć cię na swoich kolanach do końca gry." Kto wymyślał te durne pytania? – oburzyła się i wrzuciła kartkę z powrotem do koszyka.
- Kręć! – kilka osób płci męskiej wykrzyknęło chórem.
Lexi wychyliła się i zręcznie zakręciła butelką. Chłopcy z zapałem obserwowali ruchy przedmiotu, modląc się by wskazał właśnie ich. Nagle butelka gwałtownie się zatrzymała, a każdy spojrzał na winowajcę czynu. Dłoń Scotta spoczęła na przedmiocie, wskazując jego samego, który patrzył z zadowoleniem na dziewczynę.
- Scott, oszukujesz! – powiedziała Jenna, która dostała poparcie od chłopców.
- Nikt nic nie mówił, że nie można zatrzymać. Tchórzysz? – spojrzał na Lexi wyzywająco, z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Kręć jeszcze raz Lex – powiedziała Jenna biorąc butelkę spod dłoni chłopaka, podając ją jej. Ta jednak jej nie wzięła, nadal wpatrując się w niebieskie oczy chłopaka. Z boku wyglądało to tak, jakby utworzyła się między nimi jakaś niewidzialna nić, intymny świat, do którego nikt nie miał dostępu poza ich dwójką. Przerwała spojrzenie i wzięła od niej butelkę. Chłopcy ucieszyli się, że znów będą mieli szansę być wytypowanym do tego wyzwania. Scott wrócił na swoje miejsce i wyciągnął nogi przed siebie. Podparł się z tyłu rękoma mając niejaką satysfakcję z tego, że dziewczyna stchórzyła. Wtedy Lexi zrobiła coś nieoczekiwanego. Wstała i podeszła do Scotta podając mu rekwizyt.
- Kręcisz – powiedziała i odwróciła się tyłem do niego, po czym usiadła opierając się o jego tors.
Scotta zamurowało do tego stopnia, że nie wiedział co miał zrobić z przedmiotem, który trzymał w dłoni. Ocknął się i zakręcił w końcu, wznawiając grę. Wypadło na jakiegoś chłopaka, który wylosował jakieś tam zadanie. W tym momencie najmniej go to obchodziło. Zaśmiał się tuż przy uchu Lexi.
- Co cię tak bawi?
- Ty. Zaskakujesz mnie, mała.
- Jak jeszcze raz powiesz na mnie mała to się doigrasz.
- Więc co powiesz na "maleństwo"?
- Tylko spróbuj.
- I spróbuję – zaśmiał się, muskając jej kark swoim ciepłym oddechem.
- Nie rób tak.
- Robić jak? – z premedytacją zrobił to jeszcze raz, by tylko zobaczyć pojawiającą się na jej szyi gęsią skórkę.
- Przestań, idioto – walnęła go łokciem w żebra, trochę mocniej niż chciała.
- Auć. Nie wiem, czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie... Maleństwo – szepnął jej do ucha ostatnie słowo.
- Słuchaj... – odwróciła się by mu wygarnąć to i owo, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć, ponieważ jej usta złączyły się z jego. Oboje zakłopotani, natychmiast oderwali się od siebie. Nie wiedziała co może powiedzieć, ani jak się zachować, więc powróciła do poprzedniej pozycji. Mogła poczuć różnicę bicia jego serca przed paroma sekundami, a teraz. Z resztą jej serce także nie pozostało obojętne na to, co się przed chwilą wydarzyło. Poczuła na swoim ramieniu dłoń Scotta, która zjeżdżała niżej i niżej. Znów ta gęsia skórka. Ale teraz było ciut inaczej.
Dotarł do jej dłoni, a następnie splótł swoje palce z jej. Uścisnął lekko czekając na jakiś sygnał, obawiając się, że może go nie dostać. Bał się odrzucenia. A szczególnie od osoby, na której mu zależało. Jego ciało oblała fala ciepła, kiedy poczuł jak jej szczupłe palce zaciskają się na jego. Cieszył się w tej chwili jak małe dziecko mimo, że tego nie okazywał. Oparł głowę na jej ramieniu jakby z ulgą, by po chwili ją podnieść i musnąć leciutko ustami jej ramię.
Patrzyłem na Lexi i Scotta z uśmiechem na twarzy. Nie będę mówił czegoś w stylu "a nie mówiłem?". Cieszyłem się jej szczęściem.
Jackob sięgnął do koszyka i wyjął złożoną kartkę.
- "Pocałuj z języczkiem osobę siedzącą po twojej... lewej stronie" – odwrócił się do Bastiana plecami w stronę jakiejś blondynki myśląc tylko o tym, by nikt nie zobaczył co faktycznie było napisane na karteczce. Niestety na nic się to zdało, ponieważ zbyt późno ją zwinął, a ciekawskie oko Bastka zobaczyło co jest tam na prawdę.
- Hola, hola. Tam jest po prawej, a nie po lewej! Sorry mała, ale ten pocałunek jest mój.
Reakcja Jakcoba za bardzo mnie zaciekawiła i aż nie chciało mi się wierzyć! Nie możliwe... Na moją twarz wpełzł uśmiech pełen zadowolenia i satysfakcji. Porozmawiamy sobie o tym później. Noo... Teraz zobaczmy czy go pocałuje, bo jak na razie siedział nieruchomo niczym posąg. Kto by się spodziewał...
- Tylko nie mów, że cię strach obleciał – powiedział Bastian i ze zniecierpliwienia wpił się w jego wargi. Wplątał swoje szczupłe palce w jego blond włosy, powoli rozchylając mu usta językiem. Zauważył, że jego przyjaciel jest jakiś spięty, więc przerwał pocałunek i szepnął mu prosto w usta. – Wyluzuj. To ty masz mnie całować, a nie ja ciebie – spojrzał w jego miodowe oczy dając mu znać, żeby wziął się w garść i wykonał zadanie. Nie przerwał spojrzenia, gdy w tle zaczęły powstawać okrzyki dopingujące.
Jackob w końcu otrząsnął się z osłupienia, a jego wzrok powędrował na usta Bastka. Na te usta, o których śnił każdej nocy. I teraz miał je pocałować. Od tak. Przecież nie będzie miał już kiedykolwiek takiej szansy, prawda? Chciałby ich posmakować. Chociaż raz... Z tą myślą wybijającą się ponad wszystkie inne, złączył ich wargi w namiętnym pocałunku.
Bastian lekko zaskoczony tym, że jego przyjaciel się zdecydował, oddał pocałunek łącząc ich języki w intymnym tańcu. Wkradł się do niego językiem, badając jego podniebienie i wszystkie zakamarki. Było... Inaczej niż z dziewczynami. Nie obrzydzało go to, wręcz przeciwnie. Może chodziło o to, że to Jackob? Jego Jackob. Ale musiał przyznać - dobrze całował. Przyjaciel przyciągnął go bliżej, kładąc smukłe palce na karku Bastiana, tuż pod długimi włosami, które były związane w niesforny kok. Jego język przyjemnie mrowił, a oddech stał się szybki. Pierwszy raz doświadczał takiego stanu. Chciał więcej. Przez jego myśli przelatywały  obrazy, o które sam by się nie podejrzewał. I ten moment zdecydował o przerwaniu pocałunku. Otworzył oczy i przestraszył się tego co zobaczył. To było za wiele dla niego. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że ten widok będzie go prześladował do końca życia. Jackob leżał pod nim ze zmierzwionymi włosami, błyszczącymi oczami i zaczerwienionymi od pocałunków ustami. Spojrzał mu w oczy, a zaraz potem na wiwatujących kolegów, którzy byli trochę oniemieni, ale zbyt wstawieni by zauważyć, że to coś więcej niż zwykły pocałunek. Jakby nic się nie stało, zaczął się śmiać i pomógł się podnieść przyjacielowi.
- Chyba mnie trochę poniosło, kochanie – powiedział uszczypliwie, odsłaniając rząd równych zębów, aby zachować pozory, że to nic dla niego nie znaczyło.
Nie wierzył w to co się właśnie stało, a raczej nie przyjmował tego do wiadomości. Czuł się w pewnym sensie szczęśliwy, jednak przeważało rozczarowanie, że to nic dla Bastiana nie znaczyło. Bo czego miał się spodziewać? Że po takim czymś nagle przestaną być przyjaciółmi i wkroczą na inny, wyższy poziom? Nie. To było dla niego tylko wyzwanie, nic więcej. Po prostu załóż maskę obojętności i przetrwaj jakoś do końca tej imprezy. Już dawno postanowił, że jego wieloletnie uczucie nigdy nie wyjdzie na światło dzienne. I zamierzał się tego trzymać.
Bastian zaczął kręcić butelką. Trafiło na Gabriela, który już losował karteczkę.
- "Pytanie i wyzwanie od losującego."
- Z przyjemnością – Bastian zatarł ręce z zadowolenia. Przytknął palec do brody, dając do zrozumienia, że intensywnie nad czymś myśli, po czym na jego twarzy pojawił się wielki banan. – Czy w tym pomieszczeniu jest ktoś, kto pobudza twoje zmysły?
W salonie dało się słyszeć chichot dziewczyn, które zaraz zamilkły, by usłyszeć odpowiedź.
- Tak.
- To teraz wyzwanie – jego uśmiech pogłębił się jeszcze bardziej jeśli to w ogóle było możliwe. – Podejdź do tej osoby i ją pocałuj.
- Daj inne – odparł stanowczo. Gdy Gabriel mówił takim tonem, nie mogło być inaczej tylko tak, jak powiedział. W tle słychać było zawiedzione głosy dziewczyn, które miały nadzieję, że to właśnie któraś z nich była tą o kim mowa.
- Psujesz zabawę, panie idealny. W takim razie opisz wygląd tej osoby.
Na twarz Gabriela wstąpił uśmiech zadowolenia, jakby tylko na to czekał.
- Jest niższa ode mnie – ożywienie wśród dziewczyn można było zobaczyć gołym okiem. – Ma piękne, przyciągające spojrzenie... Jest tak, że gdy tylko raz spojrzysz jej w oczy, już nigdy ich nie zapomnisz. I jej usta... – przygryzł wargę i wwiercił te swoje zielone oczy w moje. – Usta tej osoby są cholernie pociągające.
Poczułem, że wszyscy na mnie patrzą, jednakże moje odczucia były błędne. Każdy był ciekawy o kim mowa, jednak nikt nie zauważył, że patrzył wprost na mnie. Oderwałem od niego wzrok i rozejrzałem się wokół. Dziewczyny patrzyły to na jedną, to na drugą. W końcu ktoś odważył się krzyknąć:
- Agnes, ty szczęściaro! – wszyscy popatrzyli w jej stronę, a jej policzki przybrały odcień szkarłatu. Nagle do mnie dotarło, że ona mi kogoś przypomina. A mówiąc konkretniej: mnie. Była jakby moją damską wersją. Czarne włosy, taki sam kształt twarzy i jasny kolor oczu. Nie były takie jak moje, bardziej wpadały w odcienie chłodnego błękitu, ale jednak było jakieś podobieństwo. Poczułem się z tym dziwnie i nieswojo. A tak naprawdę to się wkurzyłem. W co on ze mną pogrywa? Coś mi sugeruje? Mam dość tych zagadek i niepewności do cholery jasnej!
Zrobiłem coś o co bym siebie nigdy nie podejrzewał. Wstałem, odpychając tym samym te dwie tapeciary i podszedłem do Gabriela. Złapałem go za przedramię, stając się centrum zainteresowania dla wszystkich tu obecnych. Szepnąłem mu do ucha wyraźne i głośne:
            - Porozmawiajmy.


_________

Informacja: 

Nie mam pojęcia czy ktoś odwiedza tego bloga regularnie, ale informuję iż następny rozdział pojawi się dopiero po nowym roku. Byłoby mi miło usłyszeć od was co myślicie o tym opowiadaniu do tej pory i czy mam coś zmienić, poprawić :) Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję za poświęcony czas na czytanie oraz komentowanie moich wypocin :D :)

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 6



Obudziły mnie wpadające przez okno promienie słońca i świergot ptaków na zewnątrz. Zapowiadał się ciepły, wiosenny dzień. Jednak czułem, że gdy tylko spróbuję otworzyć powieki, moja głowa eksploduje. Czułem suchość w jamie ustnej po wczorajszym wieczorze. Mój mózg dowoływał się tylko jednego. Wody…
W momencie kiedy próbowałem otworzyć oczy moja mama weszła do pokoju, okrutnie zdzierając ze mnie kołdrę.
- Wstawaj Severyn! Jest już po dwunastej do cholery jasnej! Ile można spać?!
- Mmh…  – mruknąłem niewyraźnie, przewracając się na brzuch.
- Pobalowało się wczoraj, co? – mama trzymając kołdrę w ręku potupała nogą o podłogę.
- Mamuuuś… Nie tak głośnoo… – wymamrotałem stłumionym głosem, przyciskając poduszkę do głowy, aby tylko nie słyszeć tego jazgotu.
- Co się dziecko stało z twoimi okularami?! - pisnęła spoglądając na komodę obok mojego łóżka, na której leżał poturbowany przedmiot.
- Nie ważne – mruknąłem niezadowolony. – Jutro pójdę do salonu optycznego i kupię nowe.
- No dobrze, ale wstawaj już! Zaraz zrobię coś do jedzenia – rzuciła we mnie kołdrą i udała się do wyjścia. – I odśwież się trochę. Widzę cię za pięć minut na dole. Chciałabym ci o czymś powiedzieć.
Podniosłem się, by na nią spojrzeć, ale właśnie zniknęła za drzwiami. To musiało być coś poważniejszego skoro  mówiła takim tonem...
Moja mama była naprawdę spoko babką i nie zamieniłbym się z nikim na żadną inną. Między innymi dlatego, że dawała mi dużo swobody. Szanowała moje decyzje, mówiąc, że to przecież moje życie i ona za mnie niego nie przeżyje. Odpowiadało mi to. Szanowałem ją i starałem się nie sprawiać jej problemów, chociaż od czasu do czasu zdarzało mi się z nią posprzeczać o jakieś błahostki.
Zwlokłem się z łóżka całkowicie bez życia, po czym skierowałem moją osobę do łazienki. Szybki, orzeźwiający prysznic powinien postawić mnie na nogi. Wszedłem do kabiny pod ciepłą wodę, stopniowo zmieniając ją na coraz zimniejszą. Pod wpływem lodowatej wody wszystko co się działo wczoraj, wróciło z prędkością światła. Stałem bez ruchu, a w mojej głowie pojawiały się kolejne sceny. Zacząłem się trząść, co zmusiło mnie abym wrócił do rzeczywistości. Natychmiast zakręciłem zimną wodę, odkręcając ciepłą.
Myśl. Tylko co mam o tym wszystkim myśleć? Teraz na trzeźwo wszystko stało się zupełnie inne, niewyraźne i niepewne. Może coś źle odebrałem? Może wymyśliłem sobie ten wyraz twarzy Gabriela? Czy on wie, że jestem gejem? I jeśli tak, to skąd? I czy on też nim jest? A jeśli nawet, to co? Co z tym zrobisz Sev?
Westchnąłem i oparłem się o chłodne kafelki, by ból głowy trochę zmalał. Niestety nic to nie dało, a pytania zostały w głowie, powtarzając się raz za razem.

~


Chwilę później stałem już w pełni ogarnięty w kuchni, a do moich nozdrzy doleciał zapach jajecznicy. Wciągnąłem powietrze nosem i poczułem jak mój brzuch domaga się jedzenia. Usiadłem na krześle i natychmiast nalałem sobie wody, która stała na stole, a obok niej szklanka.
- Dzięki – powiedziałem do mamy, gdy wlałem całą zawartość do gardła. Jak zawsze rano po jakiejś imprezie, czekała na mnie butelka z wodą, za co byłem jej niezmiernie wdzięczny. Sama kiedyś była młoda i zdarzało jej się imprezować, więc nie robiła mi jakichś kilkugodzinnych kazań na temat tego jak się powinienem zachowywać. Dawała mi wolną rękę i wiedziała, że byłem odpowiedzialny. – To o czym chciałaś porozmawiać? – zapytałem, a przede mną pojawił się talerz pysznie wyglądającej jajecznicy. Od razu zabrałem się do jedzenia, uprzednio smarując chleb masłem.
- Może od razu przejdę do sedna – usiadła na przeciwko mnie, wyciągając ręce na stole. – Wiesz, że mamy teraz nieciekawą sytuację finansową. Dlatego zdecydowałam się na pewien projekt... Który wymaga przenosin.
- Szo? – zapytałem z pełną buzią. – Jakich przenosin?
- Wyjeżdżam na pół roku. Tak, dobrze słyszysz. Z racji tego, że jest środek semestru ty zostajesz, pod warunkiem jeśli nie będziesz tu urządzał żadnych imprez i nie zdemolujesz domu. I żadnych chłopaków – zastrzegła.
- Mamo.
- Żartuje – uśmiechnęła się. – Ufam ci i wiem ile dla ciebie znaczy zespół i przyjaciele, dlatego nie chce, abyś czuł się zmuszony do podjęcia takiej decyzji.
Siedziałem przez chwilę w całkowitej ciszy, a mama czekała na moją reakcje. Wiedziałem, że ostatnio jest krucho z pieniędzmi, ale nie myślałem, że aż tak...
Gdy miałem zaledwie dwa lata, tata nas opuścił. Był policjantem. Do tej pory się zastanawiam, jak świat może być taki okrutny, żeby uśmiercić dobrego, niewinnego człowieka. Ojciec był najwspanialszą osobą jaką znałem. A przynajmniej wnioskowałem to z opowieści mamy. Był wzorem dla innych, miał dom, rodzinę, a tak okrutnie odszedł z tego świata... Można śmiało powiedzieć, że był bohaterem. Z biegiem czasu nie rozmawialiśmy już o tym, aby nie roztrząsać ran. Mama nigdy się z tym faktem nie pogodziła, dlatego od czasu jego śmierci z nikim się nie umawiała. Zawsze gdy próbowałem o nim wspomnieć, ucinała temat. Wiedziałem o nim tylko tyle, że był policjantem, który zginął przez postrzał, kiedy ratował niewinną kobietę z rąk jakiegoś psychopaty.
Więc żyliśmy bardzo oszczędnie, ale zawsze udawało nam się jakoś wiązać koniec z końcem. Przynajmniej do tej pory.
- No chyba, że chcesz jechać ze mną... – powiedziała mama, wyrywając mnie z ponurych myśli.
- Mamo... Nie obraź się, ale wolałbym zostać tutaj. Nie widzi mi się zmiana szkoły i poznawanie nowych ludzi – odsunąłem talerz, bo zwyczajnie straciłem ochotę na jedzenie. – Czyli to znaczy, że będę mieszkał sam?
- Tak. Co tydzień będę ci przelewała pieniądze na konto, o to się nie martw.
- Więc kiedy wyjeżdżasz?
- W poniedziałek.
- Ten poniedziałek?! Czemu nie powiedziałaś mi o czymś takim wcześniej?!
- Nie byłam zdecydowana, ale w końcu musiałam podjąć decyzję. I w związku z tym, jest jeszcze jedna sprawa. Nasi sąsiedzi - Państwo Grey wyprowadzają się do domu starców i sprzedają dom. Moja koleżanka ze szkolnych lat właśnie szukała jakiegoś niewielkiego domku w spokojnej dzielnicy, więc dałam jej znać i ma się wprowadzić we wtorek. Z tego co wiem mieszkała kiedyś w jakimś dużym mieście i ma teraz jakieś problemy rodzinne... Zaprosiłam ich w poniedziałek na obiad.
- Ich? – moja brew poszybowała w górę.
- Margaret ma córkę rok starszą od ciebie. Mam nadzieje, że pokażesz jej miasto.
- Czemu nie – odpowiedziałem obojętnym tonem. – A gdzie ty właściwie wyjeżdżasz?
- Do Francji.
Myślałem, że się przesłyszałem. Oparłem łokcie na stole, przeczesując włosy.
Więc zostanę tu sam? Ha?
- Chyba nie masz nic przeciwko, aby Margaret wpadała tu od czasu do czasu, by zobaczyć co u ciebie?
- Nie, nie mam. Tylko... Chyba jeszcze to wszystko do mnie nie dociera.


~


Punktualnie o osiemnastej usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem na dół, jeszcze przystając na chwilę przed lustrem, by przyjrzeć się sobie. Czarne spodnie, biała podkoszulka i czarna skórzana kurtka. Zaczesana grzywka na bok, aby odsłoniła oczy. Mam tylko nadzieję, że nikt ze szkoły mnie nie skojarzy.
- Mamo, wychodzę!
- Tylko nie wróć zbyt późno, dobrze? – usłyszałem jej głos, dobiegający z kuchni.
Uśmiechnąłem się. Ta sama śpiewka każdego razu, kiedy wychodzę. Właśnie zdałem sobie sprawę, że już niedługo tego nie usłyszę, a mój dobry humor, trochę przygasł. Udałem się szybko do kuchni i pocałowałem ją w policzek.
- Dobrze – zauważyłem jeszcze jej zdziwiony wyraz twarzy i tyle mnie widziała. Usłyszałem tylko za sobą:
- Baw się dobrze!
Otworzyłem drzwi i zastałem za nimi zniecierpliwioną Lexi.
- No w końcu! Gdybyś nie wyglądał teraz tak, jak wyglądasz, to bym cię opierdzieliła za to, że każesz mi tyle na siebie czekać – wzięła mnie pod rękę i ruszyliśmy chodnikiem. – Przystojniacha z ciebie.
- Uważaj, bo się zarumienię. Ty też nieźle wyglądasz.
- Ja ci mówię, że jesteś przystojny, a w zamian dostaję "nieźle wyglądasz"? – walnęła mnie w żebro.
- Pięknie wyglądasz, moja droga Aleksandro – powiedziałem to poważnie, ale moje oczy zdradzały rozbawienie.
- Przestań – znów walnęła mnie w bok. – Wiesz, że nie lubię jak się tak do mnie mówi.
- To ty przestań. Jak tak dalej pójdzie, to nim dotrę do domu Jenny zostanę zadźgany na śmierć przez łokieć mojej jedynej przyjaciółki.
- Buahahah – wybuchła udawanym, złowrogim śmiechem. – Powinieneś się mnie bać! Mnie i mojego łokcia! – zrobiła minę seryjnego mordercy, a ja wybuchłem śmiechem.
- Nie powinnaś tak robić. Wyglądasz wtedy jak jakaś nienormalna.
- No co ty... – skrzywiła się, a ja ponownie wybuchłem śmiechem. Jak zwykle, nigdy się z nią nie nudziłem i miałem zagwarantowany kabaret w pierwszym rzędzie! Przy niej na chwilę mogłem zapomnieć o otaczających mnie problemach.


~


Po drodze spotkaliśmy Bastiana, Jackoba i Ashtona. To chyba pierwszy raz, kiedy cieszyłem się z tego, że Gabriela tu nie ma. Ale miał być na imprezie. Niezręczna sytuacjo, witaj! Weszliśmy właśnie do domu, a Jenna od razu przybiegła by powitać nowo przybyłych.
- Witam gości honorowych! Jak zawsze - modnie spóźnieni – uśmiechnęła się ciepło.
- Cześć Jenn! – Lexi dała jej całusa w policzek na powitanie. Musiała się nieco schylić, bo Jenna była strasznie niską i drobną osóbką. Jej długie brązowe włosy były związane w koński ogon, który podskakiwał we wszystkie strony.
- Ludziska! Mamy trochę prowiantu! – krzyknął Bastek pokazując pełne reklamówki piwa, na co znaczna część osób od razu się ożywiła, zabierając od niego zawartość. – Jak jakieś bydło. Ale nie martwcie się, mam dla nas coś lepszego – uśmiechnął się i wyjął spod kurtki butelkę whisky.
- Trzeba było im nic nie mówić o piwie – powiedział Jackob. – Wejdźmy w końcu do środka i nie stójmy tu jak słupy. Jenn, łap – rzucił jej jakieś pudełeczko.
- Wow! Dzięki Jack! Cieszę się, że pamiętałeś! – wyszczerzyła się od ucha do ucha i potruchtała na górę.
- Co to była za płyta? – spytał zaciekawiony Bastian. – I od kiedy wy macie takie dobre kontakty, hmm?
- Zgrałem jej pewien horror, bo nie mogła go znaleźć na...
Tylko tyle usłyszałem z tej rozmowy, bo właśnie mój wzrok przykuła pewna osoba o intensywnie orzechowych włosach. Stał pod ścianą i gadał z jakąś dziewczyną śmiejąc się w najlepsze, a ta ewidentnie z nim flirtowała. Coś mnie w środku zakuło. Byłem zazdrosny? O zwykłą rozmowę? Jakby wyczuwając, że ktoś go obserwuje rozejrzał się po pomieszczeniu, od razu krzyżując swoje spojrzenie z moim. I co teraz? Uśmiecha się... Uśmiecha się?! Co teraz?! Mam tam do niego iść? I co wtedy powiem? "Hej Gabriel, nie wiem czy wiesz, ale jestem gejem, a do tego zakochanym gejem. I to w nikim innym tylko w tobie. I chciałem wiedzieć, czy ty chciałeś mnie wczoraj pocałować? A, i jeszcze jedno. Podnieciłem się bo obmacywał mnie jakiś koleś, a ja myślałem, że to ty." No proszę was, nie ma mowy! Odwróciłem wzrok, próbując się wydostać z tego pomieszczenia. Postanowiłem pozwiedzać trochę dom. A raczej willę, bo do zwykłego domu to się nie zaliczało. Wszędzie panował przepych i bogactwo, jak na bogatą dzielnicę przystało.
Po przejściu paru korytarzy i pomieszczeń, trafiłem do kuchni. Była tu spora gromadka ludzi, która piła piwo, drinki, wódkę i... Wino? No tak, jak u bogatych to na bogato. Wziąłem kubeczek i wlałem do niego pierwszy lepszy trunek. Tfu... Czy ja właśnie wypiłem pół kubka wódki? Wziąłem piwo i szybko nim popiłem. No nie ma co Sev, niezła kombinacja.
Zauważyłem, że w moim kierunku zmierzały dwie blondynki typu plastik, więc czym prędzej chciałem się stąd ulotnić.
- Heej, przystojniaku! Nie uciekaj! – krzyknęła jedna. Ja jednak zamierzałem udawać, że tego nie słyszałem. Na nic się to zdało, bo zaraz zostałem zatrzymany przez nie całkiem trzeźwe dziewczyny.
- Pomóc wam w czymś dziewczyny? – uśmiechnąłem się.
- Ej Lola, czekaj ja go skądś kojarzę!
Wstrzymałem oddech, a moje serce nieznacznie przyspieszyło. Czyżby mnie...
- Ty jesteś z tego zespołu, mam rację? Tak! Na pewno! Takiego ciasteczka bym nie zapomniała – podeszła do mnie i narysowała kółeczko na mojej klatce piersiowej, uwodzicielsko się uśmiechając. – Jak masz na imię? – zatrzepotała zalotnie rzęsami.
- Eee… – wydukałem, kompletnie zbity z tropu.
- „E”? Miło mi cię poznać, E – zachichotała.
- Ethan – powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy. Lepiej zakoduje sobie to w głowie na wszelki wypadek. Bo niby co miałem jej powiedzieć?
Zaczynały mnie już drażnić tym przymilaniem, więc poczyniłem pierwsze kroki w stronę wyjścia z kuchni.
- Sorry dziewczynki, natura wzywa – wysłałem im uśmiech zwiastujący, że jeszcze tu wrócę. Ta, jasne.
Wróciłem do salonu dołączając do chłopaków, którzy rozsiedli się na kanapie. Lepiej żeby nikt mnie z Lexi nie widział zbyt często zważając na to, że trzymamy się razem w szkole. Z resztą ona wirowała gdzieś ze Scottem tańcząc tak, jak połowa osób, która dała się porwać w ten wir szaleństwa. Grała tu głośna muzyka i chyba szczęście mi sprzyjało, bo Gabriela nigdzie nie widziałem.
- O Sev! Gdzieś ty się zgubił? – usłyszałem Ashtona, próbującego się przebić przez ten hałas. – A z resztą! Trzymaj i odłóż to świństwo – zabrał mi piwo, a podał butelkę bursztynowej whisky.
- No to wasze zdrowie!
Po kilku godzinach, każdy kto znalazł się na tej imprezie był już nieźle wstawiony. Nawet widziałem parę osób, którzy z prędkością rakiety udawali się do toalety. Nagle ktoś ryknął, przebijając się przez gwar ludzi i odgłosy muzyki.
- Wszyscy na podłogę! Gramy w butelkę!!!